Wprowadzenie
Infinix to marka, która jest na rynku od kilku lat i rzuca wyzwanie rynkowi telefonów komórkowych, a w Polsce jest oficjalnie obecna dopiero od kilkunastu tygodni. Ma kilka ciekawych modeli ze średniej półki, a także Infinix Zero Ultra. Są one przeznaczone, przynajmniej z marketingowego punktu widzenia, do pożerania kolejnych flagowców i walki o ich cenę. Czy firmie udało się osiągnąć swój cel i czy model Infinix Zero Ultra rzeczywiście może konkurować z droższymi rywalami?
Zestaw i hardware
Infinix Zero Ultra przychodzi zapakowany w dość duży srebrny kartonik. Dawno już nie widziałem tak dużego opakowania w smartfonie. Przy takich rozmiarach musi być w nim coś więcej niż tylko smartfon.
Oprócz głównego urządzenia w zestawie znajdziemy silikonowe etui, przewodowe słuchawki USB C, przejściówkę z USB C na jack 3,5 mm, szpilkę do wyjmowania tacki na kartę SIM, dokumentację oraz bardzo dużą ładowarkę z kablem USB C. Ten ostatni jest też po większej stronie, bo może ładować do 180W.
Obudowa | Szkło |
Wymiary | 165,5 x 74,5 x 8,8 mm |
Waga | 213 g |
Wyświetlacz | 6,8″ AMOLED – 1080 x 2400 px (387 ppi) |
Procesor / Grafika | MediaTek Dimensity 920 (6 nm) / ARM Mali-G68 MC4 |
Pamięć RAM/masowa | 8/256 GB |
Łączność | Wi-Fi 802.11a/b/g/n/ac/ax, Bluetooth 5.2, NFC dual nanoSIM: 5G/4G/3G/2G |
Geolokalizacja | GPS, GLONASS, Galileo, Beidou, QZSS |
Aparat tylny | 200 Mpix f/2.0 – główny 12 Mpix f/2.4 – ultraszerokokątny 2 Mpix – do wykrywania głębi |
Aparat przedni | 32 Mpix f/2.5 |
Bateria | 4500 mAh z ładowaniem przewodowym do 180 W |
Wodoszczelność i pyłoszczelność | Uszczelniona konstrukcja, która nie została potwierdzona certyfikatem |
System | XOS 12 (Android 12) |
Cena | https://www.ceneo.pl/141852649 |
Wygląd i ergonomia
Infinix Zero Ultra występuje w dwóch wariantach kolorystycznych: białej perły ze srebrnymi akcentami oraz mniej krzykliwej czerni.
W zależności od światła świeci w różny sposób, tworząc niezwykły efekt, który jest ciekawy i atrakcyjny. Dodatkowo taka faktura wpływa pozytywnie na chwyt urządzenia dzięki czemu jest mniej śliskie
Tył Infinix Zero Ultra został oczywiście wykonany ze szkła, choć producent nie chwali się tym, co dokładnie mamy zamontowane na smartphonie. Korpus aparatu wydaje się być wykonany z tworzywa sztucznego. Rzeczywiście, górna ramka ma plastikowe wstawki imitujące szkło, wyłącznie ze względów estetycznych. Smartfon wygląda elegancko, ale jednocześnie brakuje mu cech wyróżniających go na tle konkurencji. W końcu żyjemy w czasach, w których większość urządzeń wygląda jak wyjęte z kserokopiarki. Mimo to, gdy trzyma się go w dłoni, ma się wrażenie, że jest to solidny smartfon i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Nie czuć, że jest krzywy, skrzypiący czy cokolwiek innego. Jedyną drobną rzeczą, o której warto wspomnieć jest to, że przyciski są luźne.
Infinix Zero Ultra wyróżniają się dwa aparaty: duży obiektyw główny i mniejszy ultraszerokokątny pod nim. W tym osobnym kawałku urządzenia znajduje się również podświetlenie LED oraz niewielki obiektyw aparatu pomocniczego.
Infinix Zero Ultra to zdecydowanie nie jest mały smartfon. Jego wymiary zewnętrzne to 165,5 x 74,5 x 8,8 mm. Jest dość duża i czuć to już od momentu, gdy zaczniemy z niego korzystać. Na szczęście tył telefonu ma niezbyt duże wcięcie, dzięki czemu łatwo i wygodnie się go trzyma, ale obsługa nadal jest trudna. Smartfon jest też dość dobrze wyważony i jego waga, zaledwie 213 gramów, nie przeszkadza nam zbytnio.
Elementy sterujące tego urządzenia znajdują się tylko po prawej stronie. Przyciski są w zasadzie dwa – nieco ponad połowę wysokości zajmuje przycisk włączania/wyłączania zasilania, a powyżej znajdują się przyciski regulacji głośności. Jak już wspomniałem, sama obsługa jest przyjemna, a kliknięcia są precyzyjne, ale jest trochę w nich luzu.
Włącznik/wyłącznik ma również subtelny zielony akcent kolorystyczny. Nie przyciągnie to niczyjego wzroku, ale wygląda ciekawie: na lewym boku Infinix Zero Ultra nie ma nic. Jest to bardzo rozczarowujące, gdyż niektóre inne produkty tej firmy mają w tym miejscu dodatkowe programowalne przyciski.
Górna część Infinix Zero Ultra skrywa mikrofon z redukcją szumów, natomiast port USB C, uchwyt na kartę SIM, mikrofon i maskownica głośników znajdują się na dole. Szczególnie rozczarowuje brak wyjścia audio z gniazdem jack 3,5 mm, choć w zestawie znajduje się odpowiednia przejściówka. Góra i dół urządzenia są płaskie, więc smartfon można na nich bezpiecznie postawić.
Przód Infinix Zero Ultra niemal w całości wypełnia 6,8-calowy ekran, który również pokryty jest szkłem hartowanym. Niestety, podobnie jak plecy, ekran jest chroniony przez szkło nieznanego producenta.
Ekran zakrzywia się z boku na bok, przez co wydaje się nieco cieńszy niż jest w rzeczywistości. Oczywiście konkurencja mogła to zrobić lepiej, zmniejszając boczne ramki, ale nie jest to złe rozwiązanie. Podobnie jest z górnymi i dolnymi ramkami, które może nie są najmniejsze, ale z pewnością bardziej pasują do urządzenia flagowego niż średniej klasy. Posiada również niewielkie wcięcie w środku ekranu na kamerę do selfie.
Infinix Zero Ultra napędzany jest przez procesor MediaTek Dimensity 920. Procesor ten to 64-bitowy moduł zbudowany w 6-nanometrowym procesie technologicznym, wyposażony w osiem rdzeni (jeden wydajny rdzeń taktowany zegarem 2,5 GHz i sześć energooszczędnych taktowanych zegarem 2,0 GHz). Układ graficzny to Mali-G68 MC4. Należy jednak pamiętać, że procesor ten ma już ponad rok i w momencie premiery nie był już w stanie konkurować na równi z mocniejszymi rywalami.
Dodano także 256 GB szybkiej pamięci, którą można rozszerzyć za pomocą kart microSD. Dodatkowo posiada on również 8 GB pamięci RAM, dlatego na papierze widać, że jest to całkiem wydajne urządzenie, które nie będzie przeszkadzać w codziennym użytkowaniu.
Zestaw fotograficzny składa się łącznie z czterech czujników. Tył to konfiguracja trzech obiektywów o różnej wielkości: 200 Mpix, 13 Mpix, 2 Mpix oraz przednia kamerka 32 Mpix. Infinix Zero Ultra daje się więc uwieść marketingowym hasłom lub nietypowym rozwiązaniom, a jeśli to drugie, to miejmy nadzieję, że nie poświęci jakości. Tymczasem bateria ma pojemność 4,500mAh.
Infinix Zero Ultra 5G obsługuje Wi-Fi 802.11 a/b/g/n/ac/ax i Wi-Fi 6E, podwójną karta SIM z dwoma slotami nanoSIM, Bluetooth w wersji 5.2 (z A2DP, LE i aptX HD), WiFi Hotspot/Tethering i udostępnianie połączenia WiFi Direct. Jest też NFC i wsparcie dla sieci 5G.
Pokrycie było tam, gdzie się spodziewałem, a jednocześnie nie było żadnych niemiłych niespodzianek, takich jak brak usług; VoLTE i VoWiFi działały bez problemów; kompatybilność z 5G wydaje się być w dobrej formie, ale nie można zaprzeczyć, że obecna infrastruktura nie pozwala nam w pełni docenić możliwości smartfonów w tym zakresie.
Jakość połączeń również stoi na bardzo dobrym poziomie i korzystnie wypada w porównaniu ze standardem na rynku smartfonów. Często w recenzjach zwracam uwagę na to, że głośnik rozmów brzmi cicho, ale tutaj wszystko wydaje się w porządku.
Nie miałem żadnych problemów z łącznością Bluetooth czy WiFi, niezależnie od urządzenia, do którego chciałem podłączyć smartfon. Po kilku testach GPS-a nie było żadnych przykrych niespodzianek, a nawigacja za pomocą map Google była dość dokładna.
Ekran i multimedia
To, co trochę rozczarowuje, to ekran Infinixa Zero Ultra. Tak, mamy tu panel OLED o przekątnej 6,8 cala i rozdzielczości Full HD+, który wygląda całkiem nieźle. Charakteryzuje się również szybką częstotliwością odświeżania 120 Hz. Problemem jest jednak jakość samego panelu OLED – to jak cofnięcie się w czasie, gdy liczy się fakt, że sprzęt ma ekran OLED, a nie jego jakość.
Odwzorowanie kolorów, jasność, kąt widzenia ogólnie rzecz biorąc, są naprawdę przeciętne. W rzeczywistości jest tak przeciętny, że widziałem lepsze ekrany LCD. Kolejną unikalną cechą tego systemu jest możliwość subtelnej regulacji ustawień ekranu: jeśli przechylisz Infinix Zero Ultra w lewo lub w prawo choćby na sekundę, kolory się rozjadą, a ekran stanie się brzydko żółty. Zasadniczo korzyści ograniczają się do dwóch rzeczy. Można tu uzyskać naprawdę głębokie czernie i wysoką częstotliwość odświeżania ekranu.
Producent nie chwali się też jasnością tego panelu, ale musimy odnieść wrażenie, że nie jest to najwyższa cena. Nawet Mi Mix 3 2018 ma wyższą jasność i prawdopodobnie lepszą jakość obrazu niż ten zastosowany w Infinix Zero Ultra, co pokazuje jak bardzo wyśmiany został ten komponent. Jeśli chodzi o automatyczne ustawienie jasności wyświetlacza, to ze względu na niską jasność panelu jest ona ustawiona mocno na 80-90%, w przeciwnym razie korzystanie z niego w jasnym pomieszczeniu byłoby koszmarem.
Jest jednak systemowe wsparcie dla czytania w postaci trybu nocnego, który tłumi niebieski kolor, który męczy ludzkie oczy i jest to w zasadzie standard w świecie smartfonów.
Natomiast pozytywnie przyjmuje dźwięk wydobywający się z testowanego urządzenia. Tutaj mamy system stereo, który faktycznie działa całkiem dobrze. Dźwięk jest dość głośny, a tekstury nie są złe. Wbudowane głośniki idealnie nadają się do pochłaniania multimediów.
Ze względu na brak wyjścia audio z jackiem 3,5 mm, muzyki słuchałem za pomocą słuchawek Bluetooth. Nie ma tu żadnych niespodzianek, wszystko jest jasne, wygodne i stabilne. Fajna jest też możliwość regulacji dźwięku za pomocą korektora graficznego.
Software
To właśnie tutaj pojawia się najwięcej opinii. Po pierwsze, sprzęt będzie dostarczany do klientów z preinstalowanym Androidem 12, ukrytym pod własnym interfejsem XOS 12. To nieźle, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie wszyscy producenci zdążyli jeszcze wypuścić większe aktualizacje urządzeń. Ale co gorsza, aktualizacje zabezpieczeń zatrzymują się w lipcu, co jest bardzo złym wynikiem.
Pierwszy błąd pojawia się podczas uruchamiania i wstępnej konfiguracji, gdy oprócz normalnego procesu użytkownik jest proszony o utworzenie konta na platformie producenta. System Android jest w dużej mierze ukryty przez nakładkę producenta XOS 12, która wyraźnie przypomina to, co kilka lat temu oferowali chińscy producenci. Zdublowane aplikacje, nieprzetłumaczony interfejs, ekskluzywna platforma, z której można korzystać tylko po założeniu konta i bardzo dużo preinstalowanego bloatware’u nie wygląda to przekonująco
Sam interfejs nie odepchnął mnie od siebie, jest to po prostu inne podejście, więc bez problemu udało mi się do niego przyzwyczaić. Najbardziej przeszkadza mi jego słabe wykorzystanie.
Decydując się na zakup smartfona oficjalnie sprzedawanego na naszym rynku, spodziewałem się, że cały interfejs zostanie przetłumaczony na język polski, ale niestety tak nie jest. Ponadto dodatkowe aplikacje, sklep producenta i galeria tematów są dostępne tylko po założeniu konta.
Oczywiście, jakby tego było mało, jesteśmy bombardowani powiadomieniami reklamowymi nakłaniającymi nas do instalowania kolejnych bezużytecznych aplikacji. Nie spodziewałem się wiele po tym oprogramowaniu, ale nie ukrywamy, że srodze się zawiodłem. Ponadto wiele rzeczy jest tu robionych w unikalny sposób, a układ ustawień bardzo różni się od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Czy to kwestia interpretacji interfejsu, czy mojego własnego sposobu myślenia o nim, ciężko było mi się przyzwyczaić.
Stwierdzam też, że same ustawienia nakładki są nieciekawe. Istnieją ustawienia dotyczące liczby kolumn i wierszy, ale niewiele opcji. Sytuację nieco ratują motywy, ale te skupiają się głównie na zmianie wyglądu i funkcjonalności, a żeby z nich skorzystać, trzeba założyć konto i pobrać je z dedykowanego sklepu z motywami. Na szczęście smartfon jest kompatybilny z launcherami firm trzecich, więc w razie większych potrzeb można łatwo pokonać ograniczenia narzucone przez producenta.
System może być obsługiwany za pomocą gestów lub klasycznych przycisków ekranowych. Pierwszy działa płynnie, a drugi precyzyjnie. A ponieważ jest on zoptymalizowany i zintegrowany z systemem, nie znalazłem powodu, aby używać paska nawigacyjnego, który zajmuje cenne miejsce na ekranie.
Jest też rozbudowany tryb ciemny, który można wykorzystać z doskonałym skutkiem, nawet w przypadku korzystania z ekranu OLED. Jeśli chodzi o inne elementy, byłem pod dużym wrażeniem integracji i możliwości dostosowania oprogramowania. Jest on doskonale wykrywany przez aplikacje innych firm, co nie jest wcale takie oczywiste.
Tutaj również mamy zapowiedź dla Always on Display, która może wyświetlać status i powiadomienia na pustym, białym ekranie. To jakby ambientowy ekran, który aktywuje się poprzez stuknięcie w ekran lub poruszenie smartfonem. Jego aktywacja jest wykrywana całkiem dobrze, ale szkoda, że AoD nie można ustawić na stałe.
System Infinix Zero Ultra posiada również szereg specjalnych funkcji, które znacznie zwiększają jego użyteczność. Można na przykład użyć dodatkowego ekranowego menu podręcznego ze skrótami do pilnych pozycji. Dodatkowo istnieje możliwość kopiowania aplikacji lub używania ich w pływającym oknie. Dostępny jest również specjalny tryb dedykowany pod gry.
Infinix Zero Ultra posiada 8 GB pamięci RAM. Na taką ilość pamięci RAM nie można narzekać, ale dziś nie robi to już wrażenia. Wsparcie systemowe pozwala jednak na rozbudowę do 5 GB za pośrednictwem pamięci masowej. Nie wiem, dlaczego producent uważa to za coś wielkiego, ale na opakowaniu jest też mowa o opcji 8+5GB RAM.
Mimo to muszę powiedzieć, że jest całkiem niezły pod względem utrzymywania działania aplikacji w tle. Jednak jak zawsze muszę podkreślić, że nie trzymam w pamięci RAM ogromnej liczby programów, ale nawet aplikacje, które nie były używane od dłuższego czasu były gotowe i czekały na wykorzystanie.
Z różnych względów trudno mi określić, czy ta nakładka jest wymagająca. Nie ukrywam, że jestem nowym użytkownikiem smartfona z procesorem Dimensity 920, więc tak naprawdę nie wiedziałem czego się spodziewać. Wszyscy wiemy, jak mało wiarygodne mogą być benchmarki, jeśli chcemy je odnieść do realnych scenariuszy codziennego użytkowania. Co jednak można powiedzieć, to że smartfony te oferują całkiem niezłą kulturę pracy. Oznacza to, że reagują szybko, są sprawne i rzadko mają moment zawahania.
Nie są one jednak doskonałe. W rzadkich przypadkach zdarzają się zacięcia w animacjach, a najbardziej wymagające zadania, takie jak ładowanie ciężkich dokumentów PDF, mogą nieco obciążyć urządzenie. Gdybym miał powiedzieć, to powiedziałbym, że korzystam z urządzenia ze średniej półki lub flagowca, który posiada już kilka lat. Z drugiej strony, jeśli wziąć pod uwagę wysoką częstotliwość odświeżania ekranu, Infinix Zero Ultra ma ogólnie dobre wrażenie.
Aparaty fotograficzne
Na stronie Infinixa pochwalono się imponującym postępem fotograficznym, jaki osiągnęły urządzenia tej marki. Model Infinix Zero Ultra posiada aparat z trzema obiektywami. Główny obiektyw jest tym, co użytkownicy zauważą w tym modelu najbardziej. Ma bowiem sensor 200 Mpix z przysłoną f/2.0, a także posiada optyczną stabilizację obrazu (OIS). Wykonane zdjęcia rejestrowane są w standardowej rozdzielczości 12,4 Mpix.
Urządzenie wspiera ultraszerokokątny obiektyw 13 Mpix z przysłoną 2,4 i kątem widzenia 120°. Jednak optyczna stabilizacja obrazu jest tu bezużyteczna. Ostatnim obiektywem jest kamera boost o rozdzielczości 2 Mpix służąca do zbierania informacji o głębi, która szczerze mówiąc raczej nie istnieje.
Aplikacja do obsługi aparatu jest dość przewidywalna, co nie powinno nikogo dziwić. Ustawienia są jednak pogrupowane w sposób bardzo łatwy do zrozumienia. Zarówno wygląd, jak i funkcjonalność aplikacji nie odbiegają od konkurencji, więc nie powinniście mieć problemu z zapoznaniem się z interfejsem.
Nie pierwszy raz mamy do czynienia ze smartfonem z obiektywem o rozdzielczości 200 Mpix. Motorola Edge 30 Ultra, posiada sensor o takiej samej rozdzielczości. Co zatem czeka na Was w Infinix Zero Ultra?
Jest to dokładnie taki sam wynik jak w przypadku Motoroli i pokazuje, że zachowali oni wszystkie proporcje obu producentów, w tym cenę i doświadczenie. W efekcie otrzymujemy obraz na wskroś nieprzyjemny i często rozczarowujący. Są one średnią i nie mają na celu zniekształcenia rzeczywistości.
Szczegóły są przeciętne, odwzorowanie kolorów nie jest oszałamiające, a algorytmy nie zawsze sprawdzają się w postprodukcji. Co gorsza, aplikacja i jej automatyka często nieprawidłowo ustawiają kluczowe parametry, takie jak balans bieli, w wyniku czego powstają zdjęcia znacznie odbiegające od obrazu otoczenia.
Jeśli fotografujesz w świetle dziennym i w dobrych warunkach oświetleniowych, możesz czasem uzyskać bardzo zadowalające zdjęcia. Nie zawsze jednak tak jest i kiedy fotografuję coś, co mnie interesuje, często muszę sfotografować obraz kilka razy. Sytuacji tej wcale nie poprawia tryb 200 megapikseli. Jest trochę więcej szczegółów, ale nie na tyle, by zmienić moją opinię o aparacie.
Jeśli w ciągu dnia nie są zadowolone, to po zmroku miałem wielkie obawy. Na szczęście spadek jakości nie jest tak duży, jak się spodziewałem. Oczywiście jest mniej szczegółów i mniej szumów, ale to zostało znacznie poprawione przez automatykę i algorytmy fotografii nocnej.
W dodatku ten tryb ma działać automatycznie, ale działanie jest tak wolny, że można by pomyśleć, że postprodukcja będzie działać szybciej. Szczerze mówiąc, byłem bardziej zadowolony po zmroku niż w ciągu dnia.
Z drugiej strony nie mam uwag do obiektywu ultraszerokokątnego. Nie uważam, że jest to świetny aparat i chyba na tym się nie zawiedłem. To tylko szerokokątny obiektyw, nic więcej.
Wykonane zdjęcia są zadowalającej jakości. Należy pamiętać, że aparat nie ma optycznej stabilizacji obrazu, więc trzeba być stabilnym podczas korzystania z tego czujnika, w przeciwnym razie skończysz z trzęsącymi się zdjęciami.
Obiektyw ten wykorzystywany jest również do makrofotografii i w tym zakresie ma bardzo skromne osiągi. Aplikacja pokazuje, że aparat ustawia ostrość już z odległości około 2,5 cm od obiektu, ale w rzeczywistości trzeba odsunąć się o kolejny 1 cm.
Urządzenie nie posiada teleobiektywu, ale ponieważ korzysta z 200-megapikselowej matrycy, producent postanowił zaimplementować 2x hybrydowy zoom wykorzystujący crop z matrycy. Jednak jakość tych zdjęć jest gorsza w porównaniu ze zdjęciami wykonanymi bez zoomu. Jeśli jednak wymagane jest dalsze powiększenie, dostępny jest 10-krotny zoom cyfrowy, ale obraz nie nadaje się do niczego innego niż przybliżone rozpoznawanie kształtów.
Jak na całą swoją przeciętną fotografię, Infinix Zero Ultra jest bardzo spójny i co więcej, nigdy nie spada poniżej pewnego poziomu. Jest to o tyle zaskakujące, że w innych smartfonach zdarzały się zdjęcia znacznie odbiegające od ogólnego poziomu, co potrafiło być irytujące. Tutaj nie mamy tego problemu. Jeśli nie oczekujesz super wydajności fotograficznej, nie zawiedziesz się i dostaniesz bardzo solidny aparat.
Z drugiej strony wideo nie jest dobre. Niby jest optyczna stabilizacja obrazu, ale nie podobało mi się jej działanie. Możliwe, że pomaga w tym dodatkowa elektronika, ale trudno wskazać przyczynę, bo wyłączenie jej nie załatwia konkretnie sprawy. Autofocus działa dobrze, wideo jest płynne i można je nagrywać w maksymalnej rozdzielczości 4K, ale niestety tylko w 30 klatkach na sekundę bez opcji 60FPS, co jest dość rozczarowujące.
Wręcz przeciwnie, o aparacie selfie nie można powiedzieć nic złego. Jasne, kolory są nieco wybrakowane, zwłaszcza w dzień, ale jakość zdjęć nie jest zła. Pod względem jakości, szczegółowości i kolorów nie da się zawieść.
W tym aparacie jest jednak pewna niespodzianka. To dlatego, że Infinix Zero Ultra został wyposażony w diodę LED w ramce nad ekranem. Oznacza to, że podczas robienia selfie można korzystać z lampy błyskowej, co jest dużym plusem. Szkoda jednak, że nie zrobili z tej dodatkowej funkcji diody alarmowej, która byłaby świetna.
Biometryka
Infinix Zero Ultra ma optyczny czytnik linii papilarnych zamontowany pod ekranem. Jest on umieszczony na tyle blisko dolnej krawędzi, że czytnik jest zawsze w zasięgu kciuka. Wydajność również jest imponująca – bardzo szybkie i dokładne pomiary.
Istnieje również możliwość odblokowania smartfona za pomocą twarzy. Rozwiązanie to opiera się wyłącznie na przednim aparacie selfie, przez co trudno mówić o jego poziomie bezpieczeństwa. Niemniej jednak funkcja ta pozwala na dość łatwy i wygodny dostęp do telefonu.
Wydajność i bateria
Infinix Zero Ultra pod względem gier mobilnych sprawdza się nie najgorzej chociaż widać jednak, że nie wszystkie tytuły działają z największą płynnością i szczegółowością. Wszystkie gry były grywalne, choć podczas dłuższych sesji sprzęt nieco się nagrzewał. Co ważne, wydajność nie ulegała degradacji podczas długich sesji, co jest świetną cechą.
Wspomniana tendencja do nagrzewania się urządzenia jest jednak zbyt częsta.
W codziennym użytkowaniu urządzenie raczej się nie nagrzewa – Infinix Zero Ultra nagrzewa się nieznacznie tylko przy bardziej intensywnym użytkowaniu, na przykład w grach lub benchmarkach. Niemniej jednak ten ostatni pokazuje rzeczy niezwykłe. Może nie jest najwydajniejszy, ale zawsze tak samo stabilny, nawet pod dużym obciążeniem.
Wydajność wibracji jest fajna. Tutaj mamy do czynienia z wrażeniami dotykowymi, które dają całkiem niezłe wrażenie. Wibracje są przyjemne i dobrze wyczuwalne. Sprzężenie zwrotne jest bardzo precyzyjne, ale jednocześnie nie ma miejsca na łagodniejsze wibracje. Pod tym względem naprawdę nie mogę powiedzieć o niej nic złego.
Infinix Zero Ultra zaskoczył mnie swoim ogniwem. Wymiary, a zwłaszcza grubość, przekonuje, że producent zastosował bardzo duże ogniwa. Pojemność baterii w Infinix Zero Ultra wynosić 4500 mAh. Ta wartość jest nie tylko na papierze, ale także w praktyce. Niemniej jednak nie było sytuacji „niekończącej się pracy”, więc nie wszystko jest takie złe.
Jeśli chodzi o zużycie baterii, to jest ono bardzo ciekawe. Dawno nie było urządzenia z Androidem które zarządzało tak dużą ilością energii w trybie czuwania bez pominięcia powiadomienia. Gdy smartfon nie jest używany i pozostawiony do spokojnego uśpienia, drenaż baterii jest praktycznie nieodczuwalny. W nocy, przez około pięć do sześciu godzin, traci nie więcej niż 1%.
Zasadniczo rozładowanie baterii następuje, gdy ekran jest podświetlony, a procesor zaczyna pracować na nieco wyższych obrotach. W testach Infinix Zero Ultra był w stanie zapewnić około 5-6 godzin korzystania z ekranu.
Co również godne uwagi i ciekawe, wartość ta jest niemal stała. Niezależnie od tego, czy czas do zera wynosił jeden, dwa czy trzy dni, ekran był zawsze włączony przez około pięć do sześciu godzin. Potwierdza to tylko niskie zapotrzebowanie na energię w spoczynku: w trakcie testu nie doszło do ani jednej nieprzyjemnej sytuacji spowodowanej nadmiernym poborem prądu, co świadczy o wyższości urządzenia.
Ale jeśli to dla Ciebie za mało, smartphone posiada superszybkie ładowanie. Infinix Zero Ultra obsługuje ładowanie przewodowe do 180W. I brawo za wyposażenie się w taką ładowarkę! Co to oznacza?
Faktycznie, ładowanie od zera do 100% zajmuje około 12-13 minut, co jest niesamowite. Co ciekawe, takie szybkie ładowanie wcale nie generuje dużo ciepła, wbrew informacjom producenta. Jednak fakt, że w zestawie nie ma bezprzewodowego ładowania trochę może niektórych rozczarować.
Podsumowanie
Testy pokazują że być może wcale nie potrzebujemy flagowego smartfona. W rezultacie Infinix Zero Ultra jest idealny do codziennych zadań, nawet jeśli nie błyszczy w niektórych obszarach. Problemem jest jednak, gdy producenci zadają sobie wiele trudu, by przekonać Cię, że oferują więcej niż w rzeczywistości.
Taką właśnie sytuację zastajemy podczas używania Infinix Zero Ultra. Specyfikacja jest znana przed zakupem więc możemy być w zasadzie pewni, że dostajemy pseudo platformę, która była bardzo agresywnie wyceniona, ale jednocześnie poważnie przewyższała droższych konkurentów. Niestety, tak nie jest.
Szczerze mówiąc, Infinix Zero Ultra to zdecydowanie bardziej średnia półka niż prawdziwy flagowiec. Mocnych stron sprzętu jest niewiele, należy do nich dość stabilna praca i bardzo szybkie ładowanie oraz chaptyczne wibracje i dźwięk stereo. Same te elementy nie wystarczą jednak, by realnie konkurować z flagowymi urządzeniami. Wręcz przeciwnie, można powiedzieć, że urządzenia rywali ze średniej półki cenowej pod pewnymi względami przewyższają produkty Infinixa.
W tym względzie ważna jest również cena: Infinix Zero Ultra został wyceniony na 2999 zł. To całkiem sporo, jeśli chodzi o wyniki testów. Nie da się jednak ukryć, że wygląda dobrze. Infinix Zero Ultra to dobrze zaprojektowane urządzenie z płaskimi dolnymi i górnymi krawędziami, zakrzywionym ekranem i niewielkimi, niemal symetrycznymi ramkami. Czy jednak jest to właściwy powód do wydania tak dużej ilości pieniędzy?
Dla kogo więc jest ten smartfon? Osoby celujące w średnią i wyższą półkę cenową zapewne uznają ten smartfon za mocnego pretendenta. Z tym, że „design” i „bardzo szybkie ładowanie” to niektóre z cech, o których warto wspomnieć. Warto też pamiętać, że wiele z wymienionych w tej recenzji irytacji i niedociągnięć mogłoby zostać usuniętych za pomocą aktualizacji, a wtedy Infinix Zero Ultra bardzo by na tym zyskał.
Do tego czasu jednak bardzo trudno polecić ten sprzęt, ponieważ moim zdaniem konkurenci tacy jak Nothing, Oppo, OnePlus, Xiaomi czy Realme są w stanie zaoferować więcej w tej samej cenie lub przynajmniej przynieść ten sam poziom wydajności w znacznie tańszej cenie.
Mogę szczerze powiedzieć, że ogólnie używa się go bardzo dobrze. To pokazuje, jak wysokie oczekiwania i bariery są stawiane smartfonom. Można też docenić, że przez cały czas można polegać na sprzęcie i nigdy nie napotkać żadnego dyskomfortu.
Co o tym sądzicie? Czy jego atrakcyjny wygląd, ultraszybkie ładowanie i doskonała wydajność mogą zrekompensować jego znaczne braki w innych obszarach? Dajcie znać w komentarzach co myślisz o Infinix Zero Ultra.